Skarszewy położone są w niezwykle malowniczej okolicy. Prawa miejskie miejscowość otrzymała ponad 700 lat temu, a wydarzenie te upamiętniono okolicznościowym muralem na jednym z bloków. Tak długa historia, to gwarancja mnóstwa ciekawych miejsc do odwiedzenia.
Niektóre świątynie budowano przez całe stulecia. Cóż za strata czasu! Zbór w Skarszewach powstał w zaledwie 24 godziny. I to nie raz, a dwa razy.
„24-godzinna” świątynia
W XVIII wieku w starym zborze luterańskim w Skarszewach doszło do dramatycznych wydarzeń. Część konstrukcji zaczęła pękać, wierni wpadli w panikę, a podczas ucieczki kilka osób zostało stratowanych. Według legendy starosta skarszewski zgodził się na odbudowę świątyni, ale miał postawić nierealistyczne warunki. Budowa musiała zostać ukończona w 24 godziny. Luteranie jednak dzięki współpracy i samozaparciu rozebrali starą świątynię i postawili nową w wyznaczonym czasie. Inni mawiają, że żadnego ultimatum starosta nie złożył, bo… nikt się go o pozwolenie nie pytał. Luteranie obawiali się, że katolicy zablokują budowę świątyni, dlatego chcieli, by powstała jak najszybciej. Potajemnie zamówili części konstrukcyjne w Gdańsku. Następnie żołnierze przebrani za robotników przywieźli je do Skarszew. Mimo że katolicy próbowali przeszkodzić w inwestycji, udało ją się zakończyć w wyznaczonym czasie.
„24-godzinna” świątynia stała w tym miejscu aż do 1881 roku. Wtedy to powstał nowy zbór, a stary nie był już potrzebny, więc go rozebrano.
Luterańską świątynię postanowił odbudować katolicki proboszcz. W rocznicę budowy pierwszego zboru, 14 września 2013 roku, dokładnie o godzinie 00.01 rozpoczęto próbę odtworzenia wyczynu sprzed lat. I udało się! Do tego ze sporym zapasem, bo budowę zakończono o 23:36, był więc i czas na relaks. Podobno największe trudności budowniczym sprawiły drzwi. Przy budowie w pocie czoła pracowało około 100 osób, a sam wyczyn zgłoszono do Księgi Rekordów Guinnessa.
Nie-piękny los czarownic w pięknym zakątku
Mawiają, że joannici postanowili założyć osadę w malowniczym zakolu rzeki Wietcisy, gdy spostrzegli, jak piękna to okolica. Stąd pierwsza nazwa miejscowości – Schöneck. W 1370 roku sprzedano Skarszewy Krzyżakom. Gród otoczono murami, a nad okolicą górował gotycki zamek.
Pozostałości murów do dzisiaj ściągają do Skarszew turystów. W jednej z obecnie odnowionych baszt przetrzymywano kobiety oskarżone o czary. Wystarczyło pomówienie zazdrosnego sąsiada, by znaleźć się w niemałych tarapatach. Udowodnić, że nie ma się niczego wspólnego z czarną magią nie było tak łatwo. Kobietę torturowano tak długo, aż się przyznała lub rozsądzano sprawę w „naukowy” sposób. Oskarżoną wrzucano do wody. Jeżeli zatonęła – była niewinna. Jeżeli unosiła się na powierzchni – z pewnością robiła to przy pomocy diabelskich mocy. Tak czy inaczej, oskarżona kobieta nie przeżywała próby.
Skarszewy z roku na rok zyskiwały na znaczeniu, a gdy połączono funkcje starosty skarszewskiego i wojewody, stały się stolicą województwa pomorskiego. Tutaj rezydował wojewoda i zbierał się sąd ziemski.
Po I rozbiorze Polski miasto znalazło się w Prusach. Panowanie pruskie to czas rozbudowy infrastruktury. Powstała linia kolejowa do Starogardu Gdańskiego, a Skarszewy znalazły się też na trasie linii Kościerzyna – Pszczółki. W 1920 roku miasto wróciło do Polski. Zaczęły je odwiedzać ważne osobistości, takie jak np. generał Józef Haller. Później w Skarszewach zjawiali się także prezydenci Wojciechowski i Mościcki.
Zbrodnie w lasach
II wojna światowa szybko odsłoniła swoje okrutne oblicze mieszkańcom Skarszew i okolic. To właśnie tutejsze lasy były świadkami wielu zbrodni. Ważną postacią w morderczej machinie był Günther Modrow – okupacyjny starosta kościerski i szef miejscowego NSDAP, który sprawował nadzór nad tymi ziemiami, a kiedyś był po prostu sąsiadem i kolegą. Teraz mordercze skłonności Günthera mogły wyjść na światło dzienne. To on decydował, kto ma zostać zabity, a kto ma przeżyć. Jeżeli jakaś osoba była ważna w lokalnej społeczności, miała trochę większy majątek albo w jakikolwiek sposób naraziła się nazistom – nie mogła liczyć na litość.
Do jednej z wielu zbrodni doszło w Jaroszewach. Okolicznych rolników, dorosłych mężczyzn, naziści zaprosili na spotkanie. Mieli rozmawiać o bieżących sprawach. To był jednak tylko pretekst. Wszystkich zaciągnięto do lasu i rozstrzelano, a kilku Niemców znęcało się nad umierającymi mężczyznami. Zbrodnia prawie doskonała – był tylko jeden świadek. Nastolatek, który był za młody, by uczestniczyć w spotkaniu, a że akurat wtedy był w lesie widział jak sąsiedzi mordują sąsiadów.
Günther Modrow nigdy kary nie poniósł. W latach 50-tych, co prawda został aresztowany, ale nie usłyszał wyroku. W celi popełnił samobójstwo. Jego brat – Hans, miał równie sadystyczną naturę. Zwany był Bestią z Jastrzębia. Również uniknął kary i dożył sędziwego wieku.
Samobójczą śmiercią zginął również inny z rodu Modrow –Werner. Wielu twierdzi, że miejscowej ludności pomagał. Gdy do ówczesnej miejscowości o nazwie Modrowo zbliżała się Armia Czerwona, mężczyzna wziął broń i zastrzelił psa, syna, żonę i na końcu siebie samego. W pałacu rodziny Modrow utworzono Zespół Szkół Rolniczych. Zmieniono także nazwę. Modrowo stało się Bolesławowem (by przypodobać się Bolesławowi Bierutowi).
Brutalne wydarzenia z przeszłości kontrastują z pięknem okolicy. W Skarszewach warto zobaczyć zamek joannicki z XIII wieku, który powstał na miejscu dawnego grodziska. W mieście znajduje się urokliwy rynek, a turyści chętnie odwiedzają Skarszewskie Centrum Ekspozycji Historycznych. Miłośnicy rowerowych i pieszych wędrówek nie będą mogli tutaj narzekać na nudę! Ze Skarszew wiedzie mnóstwo malowniczo ciągnących się szlaków.
opracowała: Iwona Nody