11 listopada 1918 roku nie wszyscy Polacy mogli świętować niepodległość. Znaczna część Pomorza musiała jeszcze poczekać na przyłączenie do ojczyzny. A co działo się po wcieleniu w granice II Rzeczpospolitej? Państwo trzeba było zorganizować od nowa, w tym m.in. wprowadzić nowy system rolny. Nie wszystkie plany udało się zrealizować…
W styczniu 1919 rozpoczęła się Konferencja wersalska, która miała na nowo ustalić granice w Europie. Negocjowano również sprawę polską. Plany były ambitne: do Polski miano włączyć nie tylko Pomorze Gdańskie, Gdańsk, ale również powiaty suski, kwidzyński, malborski i sztumski. Tak jednak się nie stało. Decyzją mocarstw, Gdańsk stał się Wolnym Miastem, a w okręgu kwidzyńskim ogłoszono plebiscyt. Jego wyniki okazały się druzgoczące dla Polski – do Rzeczpospolitej przyłączono jedynie parę wsi: Pólko Małe, Nowe Lignowy, Kramrowo, Bursztych, Janowo. Stanowiły tzw. Małą Polskę, czyli enklawę po wschodniej stronie Wisły. Co ciekawe, ten podział utrzymał się przez wiele lat. Po II wojnie światowej gminę Janowo przyłączono do powiatu tczewskiego, z którym nie miała połączenia drogowego, a nie do powiatu kwidzyńskiego, do którego geograficznie miała bliżej.
Na konferencji wersalskiej walczono o szeroki dostęp Polski do morza. Antoni Abraham czy Tomasz Rogala domagali się dołączenia całości Kaszub do Polski. Powstała nawet Organizacja Wojskowa Pomorza. Te siły zagospodarowano podczas powstania wielkopolskiego.
Poza granicami Polski znalazł się też Bytów, Człuchów i Lębork, który ucierpiał ekonomicznie na tej decyzji. W mieście wybuchły 10-cio dniowe zamieszki sprowokowane przez komunistów. Z kolei Kościerzyna, Wejherowo i Puck przyłączono do Polski.
Podwójne zaślubiny
Ważną datą w kalendarzu niepodległościowym jest z pewnością 10 lutego 1920 roku, kiedy to Polska zaślubiła się z morzem.
W Pucku na gen. Hallera czekały tłumy z Wincentym Witosem, Antonim Abrahamem i Maciejem Ratajem na czele. Błękitny Generał wjechał konno do wód Bałtyku i wrzucił do niego pierścień symbolicznie zaślubiając Polskę z morzem. Po drodze pojawiły się także pewne trudności: pierścień nie zatonął, a zatrzymał się na lodzie (trwała sroga zimna). Na ratunek ruszył jeden z oficerów, który załamał lód i już na zawsze połączył Rzeczpospolitą z Bałtykiem.
Warto wspomnieć, że morze z Polską zaślubiono dwa razy. Swój gest gen. Haller powtórzył także we Władysławowie. W mieście można odwiedzić „Hallerówkę”, czyli Oddział Muzeum Ziemi Puckiej, gdzie wystawiono ekspozycję poświęconą Błękitnemu Generałowi. Mieści się ona w drewnianej willi należącą do Władysława Hallera, pod którą teren przekazał ppłk. Henryk Bagiński. Z kolei w puckim porcie znajduje się słup upamiętniający zaślubiny.
Województwo ze stolicą w Toruniu
Pierwszym pomorskim wojewodą został Stefan Łaszewski. Co ciekawe, swoją stolicę województwo miało… w Toruniu.
Województwo pomorskie wciąż się „rozrastało”. Jego granice były zupełnie inne od obecnych. W 1938 roku przyłączono do niego m.in. powiat inowrocławski, włocławski, nieszawski czy bydgoski. Już wtedy toczyła się rywalizacja pomiędzy Toruniem, a Bydgoszczą o przywództwo w regionie. To drugie prężnie rozwijające się miasto chciało pełnić rolę stolicy województwa. Po II wojnie światowej granice Polski zmieniły się diametralnie, a więc konieczne było ustanowienie nowych województw. Północna część Wielkiego Pomorza stała się województwem gdańskim. Województwo pomorskie, ze stolicą w Bydgoszczy, swoją nazwę zachowało aż do lat 50-tych. Wtedy, od nazwy stolicy, zyskało miano województwa bydgoskiego.
Ciężki los chłopów
Los chłopów w młodziutkiej Polsce nie należał do najlżejszych. Nie dość, że zmagać się musieli z klęskami żywiołowymi czy kryzysem ekonomicznym to jeszcze państwo stworzyć musiało system rolny od początku. Przemysł nie był wstanie wchłonąć wszystkich osób, które pozostawały bez pracy. Wielu musiało wyemigrować…
Wieś II Rzeczpospolitej była niepoukładana i chaotyczna. Po jednej stronie znajdowały się wielkie latyfundia, olbrzymie majątki ziemskie, a po drugiej – gospodarstwa karłowate, które nie były w stanie wyżywić nawet swoich gospodarzy. O zysku nie mogło być mowy. Szacuje się, że z tym problemem mogła zmagać się nawet połowa chłopów! Wsie były przeludnione i nie każdy mógł sobie pozwolić na własny kawałek ziemi. Sytuację należało natychmiast naprawić – nie było to jednak ani łatwe, ani tanie.
Wielkie gospodarstwa z wielkim majątkiem
Chłopi zaczęli się buntować jeszcze, gdy ziemie polskie znajdowały się pod zaborami. Nie mogli pozwolić, by kolejna władza traktowała ich problemy po macoszemu. To tej pory rządzili wielcy właściciele ziemscy, którzy mieli pieniądze i władzę. Prawie połowa ziemi należała do 1% gospodarzy. Drobni rolnicy skazani byli na głód i nędzę.
Gospodarstwa znajdujące się w zaborze pruskim należały do jednych z nowocześniejszych na przyszłych polskich ziemiach. Dążono tutaj do mechanizacji pracy i sprzedaży z zyskiem swoich produktów. Po odzyskaniu niepodległości gospodarstwa doznały ekonomicznego ciosu. Poziom życia w całym kraju zaczął się wyrównywać – dla wschodnich części był to proces korzystni, dla Pomorza oznaczało to odcięcie od rynku zbytu w Niemczech.
Rolnicy mieli zyskać ziemię
Rolnictwo reformować zaczęto zaraz po odzyskaniu niepodległości. Już wtedy łączono małe działki, a dzielono olbrzymie obszary należące do państwa i kościoła. Bezrolni i małorolni mieli otrzymać parcele (pierwszeństwo przyznano inwalidom). Ziemi mieli zostać pozbawieni chłopi uchylający się od służby wojskowej i ci, którzy „zasłużyli się” napadając na folwarki.
W pierwszych latach niepodległości ceny produktów rolnych nie mogły być zadowalające dla sprzedających je rolników. Rząd utrzymywał sztucznie zaniżone ceny, co z jednej strony pozwalało części ludności zakupić jedzenie, a z drugiej pogarszało i tak ciężką dolę polskiej wsi. Kolejnym sprawdzianem okazał się Wielki Kryzys i nożyce cen (produkty rolne były niezwykle tanie, a przemysłowe tak drogie, że wręcz niedostępne dla wielu. Rolnicy musieli coraz więcej sprzedawać, by zarobić tyle samo. W konsekwencji, często sami głodowali – nie jedli, by mieć więcej produktów na sprzedaż).
W 1920 roku starano się zachęcić chłopów, by walczyli przeciwko bolszewikom. Rządzący byli wtedy skłonni wiele obiecać. Gorzej z wykonaniem… Gdy działania wojenne ustały, okazało się, że obietnice nie są zgodne z konstytucją marcową. Na ostateczne zmiany polska wieś musiała jeszcze poczekać, jednak z kursu na zmiany nie dało się już cofnąć.
Reforma roku 1925
W 1925 wprowadzono ustawę o reformie rolnej, która uporządkowała wiele kwestii. Bogaci właściciele ziemscy mogli teraz sprzedać ziemię państwu po cenach rynkowych. Wszyscy zyskiwali – właściciele gotówkę, a chłopi mogli wykupić grunty dzięki dogodnym 40-letnim kredytom.
Problemem nie była jedynie wielkość karłowatych gospodarstw, ale i ich rozdrobnienie. Chłopi mieli swoje poletka w często odległych miejscach. Ważne było umożliwienie im wymiany swoich gruntów, tak, by te znajdowały się obok siebie.
Nie wszystko działało tak pięknie, jak powinno. Obszar gospodarstw się zwiększał… by znów się zmniejszyć. Rolnicy kupowali ziemię, a następnie dzielili ją pomiędzy swoje dzieci. Ostatecznie, każdy z potomków otrzymywał karłowate gospodarstwo.
Reforma rolna miała jeszcze jeden ciekawy aspekt. Na Pomorzu wielkie majątki często znajdowały się w rękach niemieckich. Teraz trafiały w ręce Polaków.
Modernizacji nigdy nie ukończono. II wojna światowa zahamowała zmiany w rolnictwie.
Dziś polska wieś wygląda zupełnie inaczej niż przed 100 laty. A co czeka ją w przyszłości?
Iwona Nody